Lubicie geometrię? W moim przypadku pierwszą i najdelikatniejszą reakcją na to słowo jest gest zaprzeczenia głową. A po chwili na twarzy maluje mi się uśmiech na przychodzące od razu wspomnienia ze szkolnej ławy usianej kartonowymi modelami graniastosłupów, ostrosłupów i innych słupów. Na takiej lekcji matematyki dużo łatwiej przychodziło mi zamieniać się w przysłowiowy słup soli niż recytować z pamięci wzory na pola powierzchni czy inne rzeczy zapisywane przez nauczyciela kredą na tablicy. Bliżej im było w moim umyśle do ciosanych hieroglifów na glinianych tabliczkach niż wyliczonych z pietyzmem określeń – adekwatnie przypisanych do konkretnych kształtów i brył. Na szczęście mogę, kiedy piszę ten tekst, wychylić się zza monitora (który, o zgrozo, też może zostać matematycznie opisany jako prostopadłościan) i zobaczyć listopadowy las. To tam jest coś, a raczej cała grupa zwierząt, przekornie dla mnie nazwana Geometridae.
Nie jest to jednak geometria matematyczna ale biologiczna i ma postać motyla czy raczej, jak powszechniej przyjęło się mówić, ćmy. Tu już mogę odetchnąć z ulgą, bo właśnie te skrzydlate stworzenia ukochałem najbardziej, a nawet, jak mogę stwierdzić, z wzajemnością. Przechodząc do sedna, motyle dzienne i ćmy są kojarzone z latem, ciepłem, słońcem i ogólnie dobrą pogodą. Nie jest to oczywiście nieprawda, bo ogromna ich większość, jak i ludzie, preferuje sielski, ciepły krajobraz skąpany w letnim słońcu. Ten tok myślenia zaprowadzi nas jednak w ciemny zaułek i ujmie tym owadom niezwykłości, ogromnej liczby przystosowań, sprytu i wytrzymałości.
Dzisiejszy bohater to piędzik przedzimek czyli Operophtera brumata (Linnaeus, 1758). Sygnałem do wyruszenia na spotkanie z tym niezwykłym mieszkańcem lasu są pierwsze przymrozki pojawiające się zazwyczaj na przełomie października i listopada. W tym roku, dość zwariowanym, jeśli chodzi o fenologię gatunków, czyli ich pojaw, musieliśmy poczekać na niego aż do pierwszej dekady listopada. Mówimy tu oczywiście o ćmie w stadium imaginalnym, czyli dorosłym. Gąsienice oczywiście już wcześniej ucztowały na smacznych liściach i pąkach drzew.
Jest to jeden z tych gatunków, które już na pierwszy rzut oka zdradzają, czy mamy do czynienia z samcem czy samicą. Samiec ma rozpiętość skrzydeł około 2,5 cm, natomiast samica wygląda w sumie jak pająk. Jej skrzydła przybierają postać wyrostków a odwłok, który musi pomieścić dużą liczbę jaj, jest w stosunku do reszty ciała ogromny. Pojawiając się i przystępując do godów tak późno, owady te doskonale wiedzą, co robią. Nie ma już ptaków, którym owady są potrzebne do wykarmienia swoich piskląt, las jest zatem bezpieczniejszy. Ponadto, ani mróz, ani złe warunki pogodowe w zasadzie im nie przeszkadzają. Właśnie nocą, gdy temperatura jest przecież dużo niższa, samce dosłownie latają za samicami. Samice z poczwarki schowanej wśród zeschłych liści wychodzą po pniu i gałęziach, przedostając się często wysoko w korony drzew i tam oczekują na zalotników. Jaja złożone po amorach, na przykład w grudniu, samica umieszcza obok smacznych pąków. Tam poczekają do wiosny i gdy tylko zacznie się życie drzewa i z pączków wystrzelą ochoczo liście, z jaj wyklują się gąsienice i przystąpią do prawie niekończącej się uczty.
Trochę się zagalopowałem, bo wciąż mamy listopad. Szufladkujemy go często jako szaro-bury, zimny, kapryśny, bezbarwny, nudny, melancholijny. Nazywa go tak nie tylko ta część ludzi, których nazywamy malkontentami. A pomyślcie teraz o tym, że piędzik przedzimek cały rok czeka właśnie na ten moment. Dla niego to właśnie jest czas na miłość, rodzinę, nocne latanie po lesie. Formy dorosłe tej ćmy tylko w ten sposób widzą las – nie znają i nigdy nie poznają go w innej postaci, ani wiosennej, ani tej letniej, ani jesiennej, ani tej cudnie kolorowej. I myślę sobie, że potrafią go bardziej docenić niż my. Dzieje się tak nie z braku przytoczonej powyżej innej perspektywy, ale dlatego, że najzwyczajniej cieszą się z jego istnienia! Może właśnie ta ćma licząca sobie 2,5 centymetra będzie dobrym pretekstem, byśmy zachwycili się w końcu listopadowym lasem?
