W Lesie Wolskim w styczniu można usłyszeć zupełnie inne historie niż w poprzednich miesiącach Próżno nasłuchiwać w nim szumu drzew, wszak liści dopatrzymy się jedynie w postaci misternie zwiniętych pączków na nieulistnionych jeszcze pędach. Drzewa zdają się spać, ale nie usypia to ich czujności. Przed zgryzaniem pędów przez poszukujące jakiejkolwiek zieleniny sarny zabezpieczają się, nadając tym pędom nieprzyjazne dla intruzów kształty. Najlepsze w tym procederze okazują się, jak zawsze, roztropne buki. Ich stożkowate pędy, niczym nastroszone igły jeży, skutecznie odstraszają amatorów podgryzających końcówki gałązek.
Młodnik porastający gęsto dno lasu wydaje się udatnie zniechęcać do buszowania w jego wnętrzu. Ale czy na pewno? Wystarczy bacznie się przyjrzeć, a dostrzeżemy wydeptane i rozgarnięte fragmenty ściółki leśnej. To miejsca, w których sarny i dziki skorzystały z okapu, jaki nisko nad ziemią tworzą gałęzie młodych drzew. Któż z nas nie marzy bowiem zimą o miękkiej i ciepłej kołderce. Takie nisko rosnące gałązki pokryte śniegiem troskliwie otulają do snu zimujących mieszkańców lasu.
Jacy to mieszkańcy? Warto wybrać się na spacer i trochę porozglądać się po lesie. Odrobina uważności pozwoli Wam odgadnąć, kto najchętniej korzysta z drzewnych schronień. Dowiecie się tego, obserwując pozostawione ślady i tropy. A może przy okazji napotkacie kosy zapamiętale buszujące w leśnej ściółce, jak gdyby zima i je, i nas zapraszała do nieustannej aktywności.