Dla dzieci przyroda ma wiele twarzy. To nowo narodzony cielak; zwierzak domowy, który żyje, a potem umiera; wydeptana ścieżka w lesie; fort wzniesiony wśród pokrzyw; wilgotny, tajemniczy skraj pustej działki. Niezależnie od tego, jaką przyjmuje formę, otwiera przed każdym dzieckiem starodawny, bezkresny świat, poza kontrolą rodziców. W przeciwieństwie do telewizji przyroda nie zabiera nam czasu, ona go rozszerza. Przyroda działa jak balsam dla duszy dziecka, które żyje w wyniszczającej je rodzinie albo niebezpiecznym otoczeniu. Jest jak czysta karta, na której dziecko kreśli i interpretuje na nowo fantazje kultury. Przyroda pobudza kreatywność u dziecka, domagając się wizualizacji i wykorzystania wszystkich zmysłów. Jeśli mu tylko pozwolić, dziecko zabierze swoje zagubienie w świecie do lasu, opłucze je w strumyku i wywróci na drugą stronę, żeby zobaczyć, co się tam kryje. Przyroda może też dziecko przestraszyć i ten strach ma swój cel. W przyrodzie dziecko odnajdzie wolność, wyobraźnię i prywatność: to miejsce z dala od świata dorosłych, jego własny (s)pokój.

 

To tylko niektóre z praktycznych zastosowań przyrody, ale na poziomie głębokim przyroda sama ofiarowuje się dzieciom – sama z siebie, a nie jako odbicie kultury. Na tym poziomie niewytłumaczalność natury sprawia, że odczuwamy pokorę.

 

Richard Louv, Ostatnie dziecko lasu. Jak ocalić nasze dzieci przed zespołem deficytu natury, Wydawnictwo Mamania, Warszawa 2020, s. 21–22.