Niektórzy twierdzą, że las to cisza. Nie ulega wątpliwości, że przebywanie w lesie może uspokajać, koić i wyciszać myśli. Ale to tylko połowa prawdy. Bo jeśli wsłuchać się naprawdę, las nie tylko milczy – las szepcze, nuci, krzyczy, a czasem nawet wali pięścią w stół. Sztuka to tylko jeden ze sposobów, by ten głos usłyszeć – i przekazać dalej.
Niektórzy artyści wchodzą do lasu jak goście do galerii – kontemplują, podziwiają, szukają inspiracji. Inni zaś przekształcają go w swoje medium, rzeźbiąc w nim, układając, sadząc. Są i tacy, którzy nie proszą o zgodę – traktują go jak przestrzeń buntu, miejsce manifestu, scenę protestu. Sztuka w lesie to nie tylko estetyka. To historia, filozofia, a niekiedy konfrontacja.
Dla Leona Tarasewicza las to rytm. Jego pionowe, pulsujące pasy barw naśladują pnie drzew, ale nie w sposób dosłowny – raczej jako coś, co zostaje pod powiekami po długim spacerze wśród gęstych zarośli. To nie pejzaż, to swego rodzaju echo lasu.
Caspar David Friedrich, malując Dęby w śniegu, nie przedstawiał tylko zwykłego zimowego krajobrazu. Jego dzieło to metafora przemijania, śmierci, ale także i siły, którą drzewa zdają się czerpać z głębi ziemi. Podobnie Wilhelm Sasnal w pracy Shoah (Las) sprawia, że patrzymy na drzewa inaczej – nie jak na tło, ale na niemego świadka tragedii. Bo las to także pamięć – taka, która niczego nie zapomina.
A jeśli spojrzymy na las nie jak na symbol, ale jak na materiał? Andy Goldsworthy nie używa farb ani dłuta. Jego materia to liście, kamienie, gałęzie. Układa je w precyzyjne struktury, które natura sama rozkłada na czynniki pierwsze. Tworzy dzieła, które są jednocześnie monumentalne i nietrwałe – jakby chciał pokazać, że wszystko, co człowiek stworzy, i tak prędzej czy później zostanie pochłonięte przez ziemię.
Jeszcze bardziej dosłownie las stał się sztuką w projekcie Klausa Littmanna For Forest. Przeniósł on las na stadion piłkarski w Klagenfurcie, tworząc tym samym surrealistyczny obraz: trybuny pełne widzów, którzy zamiast meczu oglądają drzewa. Ale to nie była tylko estetyczna zabawa – to było ostrzeżenie. Może przyjdzie czas, gdy ostatnie drzewa rzeczywiście będziemy oglądać jak eksponaty w muzeum.
Podobny niepokój budzi Las sztuki Khao Yai w Tajlandii – przestrzeń, gdzie dzieła artystów dosłownie wtapiają się w naturę. Nie są czymś osobnym, nie dominują, nie narzucają się – istnieją na tych samych prawach, co zwalone pnie i omszałe kamienie. Bo może to właśnie sztuka powinna nauczyć się pokory wobec lasu, a nie odwrotnie.
Istnieją także artyści, którzy nie mają czasu na metafory. Joseph Beuys nie malował drzew – on je sadził. 7000 dębów to nie tylko gest ekologiczny, ale też artystyczny manifest: sztuka może być żywa, może wpływać na świat w sposób realny, nie tylko symboliczny.
Olafur Eliasson podszedł do sprawy inaczej – zamiast iść do lasu, przyniósł naturę do ludzi. W projekcie Ice Watch sprowadził do miast topniejące bryły lodu, pozwalając im rozpuścić się na oczach przechodniów. Nie trzeba było podpisów, nie trzeba było przemówień – lodowe bloki mówiły same za siebie. A Agnes Denes w Finlandii stworzyła Tree Mountain – A Living Time Capsule, gdzie drzewa posadzono w geometrycznym układzie, tworząc coś pomiędzy lasem a katedrą. To dzieło, które nie jest dla nas – prawdziwą wartość zyska za sto, dwieście lat.Może dla tych, którzy będą musieli żyć w świecie, gdzie lasy będą już tylko wspomnieniem.
Czy las mówi do nas sztuką? Las nie potrzebuje sztuki. To on jest sztuką. Potrafi budować kompozycje, których żaden malarz nie przewidzi, i tworzyć rytmy, których nie wymyśli żaden kompozytor. Ale może to my potrzebujemy sztuki, żeby wreszcie zrozumieć, co las do nas mówi. Bo jeśli jego szum jest zbyt cichy, artyści podkręcają dźwięk. Jeśli jego obraz jest zbyt oczywisty, oni zmieniają kadr. Może sztuka to nic innego, jak echo natury – przetworzone, wzmocnione, podane w formie, którą łatwiej nam pojąć. A może od zawsze tylko kopiujemy las, naiwnie wierząc, że to my wymyśliliśmy sztukę.