Las to nie miejsce. To stan umysłu.

John Fowles

Myślisz, że sztuka jest domeną człowieka. Że powstaje w jego głowie, w jego rękach, że jest zamknięta przestrzeniach i ramach, które dla niej stworzyliśmy. Ale wystarczy wejść do lasu, żeby nabrać co do tego wątpliwości. A jeśli największy artysta nigdy nie stanął na żadnej scenie? Jeśli prawdziwe arcydzieła powstają tam, gdzie nikt ich nie ogląda?

Popatrz na świat z uważnością a dostrzeżesz wzór sęków na korze, fraktalną precyzję gałęzi, muzykę wiatru i ptasich głosów – i zaczniesz zastanawiać się, czy to wszystko naprawdę dzieje się bez reżysera, bez widowni, bez intencji. A jednak działa. Wciąga. Hipnotyzuje. Może więc to nie sztuka szuka lasu, ale las sztuki. Może to nie artyści inspirują się naturą, ale natura mówi ich głosami.

Może to nie my wymyśliliśmy sztukę, tylko od zawsze ją podglądamy – jak złodzieje zerkający przez dziurkę od klucza, niczym przemytnicy piękna zaklętego w przyrodzie. Bo kiedy wchodzisz między drzewa, to nie tylko ty je obserwujesz. Z czasem nabierasz poczucia, że to one zaczynają patrzeć na ciebie. Obserwujesz, jak przesuwają się cienie, liście drżą na wietrze, gdzieś w oddali słyszysz trzask gałęzi – i nagle już nie wiesz, czy jesteś w galerii, czy w teatrze. A może stałeś się częścią instalacji, której sensu jeszcze nie rozumiesz? A zatem – czego sztuka w lesie szuka? I czy przypadkiem nie znajduje więcej, niż kiedykolwiek znalazła w czterech ścianach galerii.

Od pradawnych czasów las był symbolem tajemnicy i przemiany. W mitologii nordyckiej święte gaje pełniły funkcję sakralną, a w baśniach braci Grimm las jest przestrzenią próby – miejscem, w którym bohater musi zmierzyć się ze swoimi lękami. Pierwsze obrazy, jakie odnajdujemy na ścianach jaskiń w Lascaux czy Altamirze, przedstawiają potęgę przyrody otaczającej ówczesnego autora. Galopujące konie, byki, tury i dziki zdają się patrzeć na nas majestatycznie i świadczyć o potędze i dzikości niegdysiejszej przyrody.

Po co sztuce był i jest las? Jest zarówno tłem, jak i głównym bohaterem sztuki. Bywa przestrzenią eskapizmu – ucieczki od cywilizacji, ale też symbolem dzikości, tajemnicy i siły natury. Może być miejscem inspiracji, ale i protestu – jak w przypadku sztuki ekologicznej, zwracającej uwagę na problem wycinki lasów czy zmian klimatycznych.

Można by długo dyskutować o tym, czym jest sztuka – czy wynikiem świadomego zamysłu, czy może czymś, co po prostu się wydarza. Jeśli przyjąć to drugie podejście, to las wydaje się największym artystą, a jego dzieła są równie precyzyjne co nieprzewidywalne. Nie ma tu przypadkowości, choć nie ma też projektanta.

Wabi-sabi, japońska filozofia estetyki, dostrzega piękno w przemijaniu i niedoskonałości – w popękanej korze, zwietrzałym drewnie, liściach, które gniją, by stać się ziemią. To, co ludzkie, z czasem się rozpada, ale to, co naturalne, odnawia się w niekończącym cyklu. Sztuka lasu nie potrzebuje ram ani podpisu. Nie wymaga galerii, nie czeka na odbiorcę. Istnieje dla samej siebie, a my – jeśli mamy szczęście – możemy ją co najwyżej dostrzec.

Wracamy do pytania: czy sztuka to nasz wynalazek, czy raczej coś, co zawsze było wokół, a my jedynie nauczyliśmy się to naśladować. Ptak nie komponuje symfonii, a jednak jego śpiew porusza nas głęboko. Mech nie maluje obrazów, ale jego faktura i barwy są bardziej wyszukane niż niejeden impresjonistyczny pejzaż. Może więc cała nasza kultura to tylko nieudolna próba zapisania tego, co natura wyraża w sposób doskonały. Może wchodząc do lasu, nie tyle szukamy inspiracji, co uczymy się sztuki od kogoś starszego, mądrzejszego – od samego świata? To wszystko prowadzi do pytania, które można by próbowaś sformułować w taki sposób: czy my naprawdę tworzymy, czy tylko próbujemy zrozumieć dzieło, które istniało na długo przed nami.