W Symbiozie w pokoju edukatorów każdego ranka słychać taką wymianę zdań:

Ania: to co będziemy dzisiaj robić, Ren?

Ren: to, co zawsze Aniu, podbijać świat naturą!

Wszyscy nasi edukatorzy dzień po dniu walczą z deficytem natury u dzieci. Robią to, otwierając je na przyrodę, kierując ich żywą, dziecięcą fascynację na piękno Lasu Wolskiego, z troską pielęgnując w nich czułość wobec świata. Zapytasz może, co z tego mają? Ogromną satysfakcję, poczucie sprawstwa i co najważniejsze – wypełnianie misji Symbiozy. Musicie wiedzieć, że nie ma dla nich niczego ważniejszego.

Wróćmy jednak do deficytu natury. Co to takiego? Jako pierwszy tego terminu użył Richard Louv. W swojej książce „Ostatnie dziecko lasu”, która nie bez powodu stała się biblią edukatorów przyrodniczych, pokazuje, że bezpośredni kontakt z naturą wpływa na prawidłowy rozwój oraz emocjonalne i fizyczne zdrowie ludzi. Zdefiniowany przez niego Nature Deficit Disorder to zespół najróżniejszych dysfunkcji rozwojowych u dzieci cierpiących na brak kontaktu z naturą. Louv uświadamia nam, że dzieci, które wychowują się w miejskich, betonowych dżunglach bez dostępu do dzikiej przyrody, borykają się z całą masą trudności takich jak problemy z nauką, koordynacją, komunikacją czy orientacją przestrzenną. Wysoce zurbanizowana kultura i wszechobecna elektronika odgradzają nas betonowym lub wirtualnym murem od zielonych korzeni, które ludzkość zapuszczała przez ostatnie kilka tysięcy lat rolniczego życia blisko natury. Ponadto, dzisiejszy świat bombarduje nas z każdej strony nowymi wrażeniami: plastik, nasycone kolory, reklamy, niebieskie światło ekranów, słodycze, sztuczne zapachy. To wszystko nieustannie prowadzi do przebodźcowania. Coraz bardziej oddalamy się od zielonego spokoju i naturalnego rytmu.

Znaleźliśmy się w sytuacji, w której większość ludzi boi się tego, co naturalne. Wyjście na łono natury traktuje się jak wielką wyprawę, która wymaga niezwyczajnych przygotowań, na co nakładają się obawy przed owadami, każdym większym zwierzęciem, najmniejszymi oznakami niepogody i często wyimaginowanymi niebezpieczeństwami czyhającymi na nas za każdym drzewem. Te same dzieci, które obficie spryskane preparatami owadobójczymi idą betonowym chodnikiem do przedszkola, uczęszczają na zajęcia terapeutyczne polegające na kontakcie ze zwierzętami, zabawach z muzyką, byciu twórczym, pracy w ogrodzie. A gdyby tak zamiast tego wszystkiego po prostu pójść z dziećmi w las z piosenką na ustach? Zrobić bukiet z liści, podejrzeć ślimaka, posłuchać, jak szumią drzewa.

Właśnie tym zajmują się nasi edukatorzy. Dzielą się swoim zielonym sercem z uczestnikami zajęć, chociażby podczas spacerów przyrodniczych. Tak naprawdę każda aktywność prowadzona w centrum otwiera na przyrodę i zachęca do pójścia w las. W ten sposób każdego dnia zwalczamy deficyt natury u dzieci i dorosłych. Dbamy przy tym o to, by ukazać im odmienną perspektywę patrzenia na las.