Nie sposób nie dostrzec go, kiedy przechadzamy się w pobliżu Polany Lea. Wzrok i uwagę przyciągają opływowe kształty, elegancka i dystyngowana bryła, biel kontrastująca z bujną zielenią otaczającej go roślinności i błękitem nieba, które nad nim się rozpościera, promienie słońca skrzące się w taflach pasmowych okien. Niektórym spacerowiczom Pawilon przypomina kapelusz z fantazyjnie podwiniętym rondem, innym rozświetloną światłem latarnię, jeszcze innym – talerz, w którym możemy wyobrazić sobie kształtne zwoje spaghetti.

O takich budynkach pisano kiedyś: „Balkony, obiegające dom przez całą długość, stwarzają wrażenie okrętu. Wydaje się, że ów okręt zaraz odpłynie. Odezwą się syreny, a nad płaskim dachem – tarasem jak na górnym pokładzie transatlantyku wystrzelą w niebo kłębiaste szaro-niebieskie dymy”.

Podobieństwo do okrętu znacznie łatwiej odczytać na planach i rysunkach architekta Pawilonu – Jana Ogłódka. Widać na nich i coś, co przypomina mostek kapitański, i relingi, i maszt do rozpięcia bandery. Transatlantyk pełną gębą.

Kiedy już opatrzy nam się biel, zaczynamy dostrzegać inne barwy: ciemnowiśniowe odcienie zendrówek wypalanych w znacznie wyższej temperaturze niż zwykłe cegły, piaskowy kolor wapienia pozyskiwanego z lokalnych złóż, szarości wykończonego efektownym wzorem tarasu, ceglaną tonację smukłych kolumn wspierających płaski dach, soczystą zieleń balustrady akcentującej horyzontalizm budowli.

Całość to harmonia doskonałych proporcji i wyważonych linii, których nie zakłócają nawet późniejsze przebudowy, zwłaszcza te przeprowadzone w latach 70. ubiegłego wieku, kiedy ówczesnym dysponentom marzyło się przekształcenie tego zakątka w Las Vegas. Wcześniej, w ostatnim wydanym przed II wojną światową przewodniku po Lesie Wolskim, istniejący tu lokal Leona Bartosiewicza reklamował się jako „kawiarnia i restauracja malowniczo wśród lasu położona”.

Pawilon Okocimski to perła krakowskiego, międzywojennego modernizmu, jedna z nielicznych w naszym mieście budowli utrzymanych w stylu streamline, nazywanym również opływowym lub okrętowym. Inspirował się on rozwojem nowatorskich technologii, fascynował prędkością i luksusem jako wyznacznikami nowoczesności, lubował w aerodynamicznych kształtach i dekoracyjnych materiałach. Wyrażał nowego ducha, którego symbolami były bakelitowy aparat telefoniczny, superszybki parowóz Pm36 czy wytworny budynek torów wyścigów konnych na Służewcu.

Posadowienie nowej budowli na Polanie Lea zostało zaplanowane z rozmysłem. Las Wolski był już wówczas parkiem ludowym podarowanym krakowiankom i krakowianom przez Radę Miasta Krakowa jeszcze za prezydentury Juliusza Leo. W 1929 roku został tu otwarty zwierzyniec, jak nazywano wtedy ogród zoologiczny, a w 1934 zaczęto usypywanie Kopca Niepodległości, który po śmierci Józefa Piłsudskiego nazwano jego imieniem. Miejsce to zyskiwało na popularności i coraz częściej było celem weekendowych wypraw mieszkanek i mieszkańców Krakowa.

Pawilon miał być miejscem wytchnienia i odpoczynku, oferując strudzonym powsinogom zmierzającym do licznych atrakcji Lasu Wolskiego kufel orzeźwiającego piwa. Oczywiście okocimskiego, bo powstanie w tym miejscu budowli mającej służyć jako restauracja i kawiarnia zawdzięczamy Antoniemu Janowi Götz-Okocimskiemu, właścicielowi browaru w Okocimiu.

Jego przodkowie wywodzili się z niewielkiej wioski nad górnym Dunajem w dzisiejszej Badenii-Wirtembergii. Wiedli tam skromny i bogobojny żywot, zajmując się przede wszystkim uprawą chmielu. Skrzętnie gospodarząc niewielkim majątkiem, z czasem osiągnęli status, który pozwalał na marzenia o rozwinięciu skrzydeł. Jak mówią rodzinne kroniki, pierwszym, któremu się poszczęściło, był Johann Evangelist Götz, dziadek Antoniego Jana, fundatora Pawilonu. Kiedy w „Wiener Zeitung” przeczytał ogłoszenie o tym, że ktoś w odległym Okocimie szuka wspólnika, rzucił intratną posadę w wiedeńskim browarze i ruszył szukać szczęścia na peryferiach ówczesnego Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Kolejnym był Jan Albin Götz, baron, przedsiębiorca, filantrop i mecenas, ojciec Antoniego Jana. Rodzinną zasadę „najlepsze z najlepszych” wdrażał z takim zaangażowaniem, że złocisty trunek warzony w Browarze Okocim zdobywał branżowe laury i uznanie smakoszy niezależnie od sytuacji politycznej – i za czasów CK monarchii, i w Drugiej Rzeczypospolitej, i w PRL-u.

Stali bywalcy Pawilonu najbardziej cenili sobie otwarty i przestronny taras. Zainspirowany architekturą uzdrowisk, gdzie powszechną niegdyś gruźlicę leczono długotrwałym przebywaniem na zewnątrz i kąpielami słonecznymi, został zaprojektowany w taki sposób, żeby zapewnić jak najbliższy kontakt z naturą. Rozpościerał się z niego przepiękny widok na odległe pasma górskie, a przy dobrej pogodzie można było zobaczyć nawet Tatry. Dzisiaj, równie blisko natury, odbywają się tu różnorodne aktywności, pokazujące jak z czułością i uważnością patrzeć na przyrodę. A za ścianą, w rozświetlonej światłem słonecznym, dawnej sali restauracyjnej mieści się wystawa, na której o swoich perypetiach opowiadają mieszkańcy lasu.